Tablica Ogłoszeń:

-Opowiadanie tworzone na podstawie gry, książek, przeróżnych teorii oraz pomysłów autorki.
-Rozdziały pojawiać się będą średnio raz w miesiącu, między 10tym, a 15tym dniem miesiąca.
-Oprawa graficzna bloga jeszcze w budowie.

wtorek, 3 listopada 2020

Rozdział 1: Hi. I’m Freddy.

Rozdział 1: Hi. I’m Freddy. 

          Tej nocy ponownie śnił się jej ten koszmar. Ponownie zmuszona była przeżyć ten drastyczny moment, gdy pies zerwał się ze smyczy i ją zaatakował, zagryzając jej rękę. Ponownie czuła, jak jej kości są miażdżone przez kły tej bestii. Jednak tym razem coś przerwało ten sen. Przed jej oczami, na czarnym tle pojawiła się głowa żółtego... misia? Nie poruszał ustami, ale miała wrażenie, jakby słyszała jego głos, mówiący “It’s me”, a po chwili “Save them”. Przebudzając się, podniosła się szybko, cała zlana potem. Ten obraz znała, ale z halucynacji, które nawiedzały ją od czasu do czasu za dnia, ale wtedy słyszała tylko “It’s me”. Ta postać nigdy nie pojawiała się w jej snach.  
 
         Szła za chłopakami przez opuszczone zgliszcza. Uwielbiali wakacyjne wieczory spędzać na chodzeniu po różnych opuszczonych ruderach, aczkolwiek tego wieczoru miała wrażenie, że jej głowa zaraz eksploduje od bólu. Gdy tylko udało im się przekroczyć próg “budynku”, jej halucynacje jakby zwariowały. Gdy tylko spojrzała na którąś z ścian, widziała tego miśka i ciągle najprawdopodobniej jego głos w jej głowie powtarzał “Save them”. Za każdym kolejnym razem ból nasilał się jeszcze bardziej. Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy minęła przerażoną trójkę. Stając przed nimi, spojrzała na przyjaciół, a Ci stali, wskazując palcami na coś, co teraz stało za nią, próbując coś wydukać. Alice się zaśmiała na widok trójki młodych mężczyzn przytulających się do siebie ze strachu. Nagle usłyszała coś za sobą, jakiś mechaniczny warkot i w tym momencie się odwróciła.  
Przed nią stał większy od nich robot, wyglądem przypominający misia, a jego robotyczne oczy wyglądały, jakby miał się zaraz na nich rzucić. Szatynka głośno przełykając ślinę, zaczęła krok po kroku się cofać, nie spuszczając wzroku z napastnika. Oscar, David i Morty pewnie już uciekli, gdzie pieprz rośnie, a mogli by pomóc do cholery! Próbowała opanować myśli, kontrolując każdy krok, jednak ten obcy głos w jej głowie ciągle powtarzał “Save them”.  Szatynka w pewnym momencie, potykając się, upadła na podłogę. Nadal patrząc na podążającego za nią robota, chciała szybko się podnieść, ale nagle stało się coś... Dziwnego. Jej mechaniczna ręka, za pomocą której próbowała się podnieść, sama z siebie wyciągnęła się w stronę robota, nie zasłaniając jej, tylko jakby chciała podać mu dłoń, a ból głowy i głos w jej myślach ustał. Osmolony, metalowy “niedźwiadek” ujął jej dłoń w swoje wielkie łapsko i powoli pomógł jej wstać.  
-C...Cieszę si..sięę, że C...Ci...Cię w...widzę sta..stary przyjacielu. -Usłyszała niezbyt wyraźny, mechaniczny głos. -A g..gdzie t..tw..twój strój? -Przeciwnik lekko przechylił w bok swoją mechaniczną głowę.  
-O czym ty mówisz? -Alice szybko wyrwała dłoń z uchwytu, przyglądając się robotowi. Jego głowa... Wyglądała tak jak ta z halucynacji, jednak On był koloru brązowego, chociaż przez brud nie była pewna.  
-Ah, czy..czyli nie jesteś nim. J...Jes...Jesteś kolejnym endo...szkieletem bez kostiumu, ale s..sp...spokojnie, zaraz to naprawimy. Mamy tutaj jeszcze jakieś z..zapa...zapasowe.  
-Nie jestem endoszkieletem, jestem człowiekiem. Nazywam się Alice. -Odpowiedziała dziewczyna, ponownie cofając się.  
-Człowiekiem... -Robot jakby na chwilę się zawiesił, a wygląd jego oczu co chwilę się zmieniał. -J... Jestem Fre....Freddy... Przyjdźcie z...z...za dnia, przed.... Zmrokiem. Teraz.... U...ucie... uciekajcie. -Wydukał mechaniczny, a cała czwórka posłusznie, biegnąc opuściła budynek.  
 
          -Nie mówiłeś, że One tam nadal są! -Wrzasnął przerażony Oscar, gdy tylko wydostali się z budynku. Każdy zaczął patrzeć po sobie. 
-Co to było? -Zapytała Alice, domyślając się, że mężczyźni coś wiedzieli.  
-Animatronik. Naprawdę nigdy o nich nie słyszałaś? -David patrzył z zaskoczeniem na twarzy w kierunku dziewczyny. 
-Mieszkam tutaj dwa lata. Nikt nigdy nie wspominał o żadnych animatronikach! -Krzyknęła szatynka. 
-Ale o pizzerii Freddy'ego Fazbeara musiałaś słyszeć. -Stwierdził Morty, który nadal drżał ze strachu. 
-Jak się wprowadziłam, to spłonął ten dom strachów. Tyle słyszałam o jakiś Fazbearach. -Alice mówiła z pełną powagą. Pozostali spojrzeli po sobie i cicho się zaśmiali.  
-To masz kawał historii tego miasta do nadrobienia. -Roześmiał się David, ale zaraz został przywrócony do porządku przez blondyna.  
-Ciesz się, że żyjesz. Gdyby nie mechaniczna ręka Alice, policja by nas przez lata nie znalazła. Chociaż nadal się zastanawiam, jakim cudem. -Oscar zamyślił się na chwilę, patrząc na rękę przyjaciółki. -Ty wiesz z czego została wykonana? 
-Z metalu, a z czego. -Odpowiedziała Alice, unosząc brew ku górze. -Chociaż, nazwał mnie swoim starym przyjacielem. -Słowa animatronika nadal rozbrzmiewały w jej głowie, co napawało dziewczynę niepokojem. 
-Wziął Cię za jednego z animatroników. Może doktorek użył do stworzenia tej ręki jakiś ich części. Tylko skąd by je miał? - Tym razem odezwał się Morty, z miną, jakby też się nad tym zastanawiał.  
-Nie ma co nad tym gdybać. Powinniśmy zrobić tak jak powiedział, przyjść za dnia, dlatego wracamy do domów się wyspać i z samego rana tutaj przychodzimy.  
-Zwariowałeś Oscar? Mamy tutaj wrócić na pewną śmierć? -Zapytał David, patrząc z przerażeniem w oczach na blondwłosego przyjaciela. 
-Uratuj ich... -Mruknęła pod nosem Alice. -Jestem za! Jutro tutaj przychodzimy. -Tym razem swoje słowa skierowała w stronę pozostałej trójki. 
-No powariowali. -Wyższy brunet wzruszył ramionami.  
-Nie bez powodu nas tutaj zaciągnął, ale to wam wytłumaczę po drodze. -Odpowiedziała dziewczyna, zastanawiając się, czy powinna im mówić o tym co działo się w jej głowie, gdy byli w środku. 
Kiedy już odchodzili, Alice zatrzymała się na chwilę, spoglądając na opuszczony budynek, po czym podążyła za resztą, szybko dorównując im kroku. Po drodze opowiedziała im o śnie i halucynacjach, które męczyły ją tego wieczoru. Gdy dziewczyna wróciła do domu, od razu położyła się spać. 
 
          Mimo, że się wsypała, siedziała przy śniadaniu bez jakiejkolwiek energii. Podpierając dłonią swoją głowę, mieszała łyżką płatki, które chwilę wcześniej zalała mlekiem. Nagle się zerwała z krzykiem. 
-Daj mi już spokój!! -Krzyknęła, gdy ta dziwna żółta głowa znowu pojawiła się przed jej oczami z głosem mówiącym jej “Save them”. 
-Kochanie, wszystko w porządku? -Zapytała jej mama z zmartwionym głosem. 
-Tak mamo, to tylko te halucynacje. -Odpowiedziała dziewczyna siadając ponownie przy stole. Jej ojciec spojrzał jedynie znad gazety, którą czytał. 
-Może naprawdę pora pomyśleć o wizycie u psychologa? Doktor Afton mówił, że to skutek uboczny leków i że po czasie minie, jednak to prawie dwa lata. -Powiedział mężczyzna, przyglądając się uważnie córce. -A może to ma związek z tym psem? -Dopytał, odkładając gazetę.  
-Nie. Cały czas widzę to samo, jakiegoś cholernego miśka. -Alice zagryzła wargę. 
-Ale kochanie, wyrażaj się. -Skarciła ją matka za naganne słownictwo. Kobiecie niezbyt odpowiadało towarzystwo jednej z jej pociech, jednak z drugiej strony cieszyła się, że Alice po stracie ręki ma w ogóle jakiś przyjaciół. 
-Przepraszam, ale mam już dość. Może tata ma rację. -Stwierdziła Alice, ponownie kierując wzrok w zawartość miski.  
-Poszukamy kogoś dobrego w okolicy. -Ojciec dziewczyny uśmiechnął się delikatnie. -Może doktor nam kogoś poleci.  
-Ale wizyta dopiero za dwa tygodnie. -Szatynka kątem oka spojrzała w stronę ojca. Nagle spojrzała na zegarek i zaczęła szybko jeść.  
-A ty, gdzie się tak śpieszysz? -Zapytał starszy od Alice chłopak, który właśnie wszedł do kuchni. 
-Jestem umówiona. -Odburknęła Alice. 
-Co się stało, że nasz kochany robot wychodzi za dnia, a nie wieczorami? -Chłopak był zaledwie dwa lata starszy od szatynki, a jego włosy były jedynie odrobinę ciemniejsze, od tych jej. Roger, ponieważ tak nazywał się jej brat, miał za złe Alice, że z powodu jej wypadku, przenieśli się do innego, całkowicie jemu obcemu miasta. Ale przecież Alice też nie znała tego miejsca ani jego historii. Przecież o morderczych animatronikach dopiero co się dowiedziała, a to co znalazła w nocy, przeszukując Internet, nadal pozostawiało zbyt dużo pytań.  
Alice zjadła szybko śniadanie i rzuciwszy szybkie “Do potem”, ubrała buty, wzięła swój plecak i bluzę, po czym wyszła z domu. 
 
          Spotkali się w umówionym miejscu, chociaż nie wszyscy. Brakowało Davida. Stali w trójkę przed “budynkiem”, bez słowa patrząc na niego. 
-Czyżby stchórzył. -Zaśmiał się Oscar, komentując nieobecność bruneta. 
-Wcale nie stchórzyłem! -Nagle za sobą usłyszeli głos Davida, który podbiegł do nich. 
-No tak, jak zwykle się spóźniłeś. -Skomentowała Alice, przewracając oczami. Wysoki brunet wyprostował się, próbując opanować swój oddech.  
-A ty jak zwykle się czepiasz. -David wiedział, że reszta miała rację, jednak miał wrażenie, że nie rozumieli jego sytuacji. Każde jego wyjście z nimi wiązało się z godzinami wyjaśnień i zapewnień, że nic mu nie będzie, a tym razem sam nie był pewien, czy zbliżając się do tych robotów nie straci życia. 
-Idziemy? -Nagle z zamyślenia wyrwał go głos dziewczyny. Oscar i Morty kiwnęli twierdząco głową i w czwórkę ruszyli w kierunku wejścia. Alice jednak na chwilę się zatrzymała, zastanawiając się, na ile informacje, które znalazła w sieci są prawdziwe. 
          Gdy weszli do środka, zaczęli się niepewnie rozglądać. Morty oddalił się od pozostałych idąc z tyłu. Niezbyt podobał mu się ten pomysł. Nagle z racji tego, że w ogóle nie patrzył przed siebie, w końcu wpadł na coś... Metalowego. 
-A... Alice... -Zawołał przerażony patrząc na większego od siebie robota. Pozostała trójka szybko się odwróciła i widząc za sobą brązowego, ogromnego „Miśka” ruszyli przyjacielowi na ratunek. 
-W...wie... Wiedziałem, że p...przy... przyjdziecie. -Kiedy mówił, głowa robota dziwnie poruszała się na bok. Oscar szybko podskoczył do Mortiego, osłaniając go swoim ciałem, a Alice wraz z Davidem stanęli twarzą w twarz z robotem. 
-Freddy, spokojnie. Jesteśmy tutaj, żeby pomóc. -Rzuciła dziewczyna, w ogóle nie myśląc nad tym co mówi. Bo w sumie to po co tutaj byli? Żeby zginąć na pewno, ale zżerała ich ciekawość, jakie tajemnice skrywa to miejsce. 
-W...w...wiem. -Rzekł robot, a Alice mogła przysiąść, że „misiek” się jakby do nich uśmiechnął. -Ch...cho... Chodźcie. – Freddy machnął ręką, pokazując im kierunek i ruszył przed siebie. Nagle weszli do jedynego nie zniszczonego przez ogień pomieszczenia. To było dziwne, przecież wszystko spłonęło, to jakim cudem ta część budynku ocalała, a wraz z nią roboty. 
-To was jest więcej?!! -Krzyknął David, ale Oscar szybko go uciszył.  
-Po coś ich t...tu przyprowadził? -Zapytał robot z wyglądu przypominający lisa, a w tle usłyszeli coś w rodzaju skowytu, który wydobył się z rogu pomieszczenia. Tam siedziało coś niby mającego przypominać królika, jednak nie miał twarzy i ręki. W sumie w miejscu brakującej robotycznej kończyny zwisały kable. 
-Foxy ma rację. N...Nie wiem czy t...to dobry pomysł. -Odezwał się ten, przypominający kurczaka. „Czyli jest ich czterech: Niedźwiadek, Lis, Chyba królik i kurczak. Cholera, nas też jest czwórka.” Pomyślała Alice, starając się przeanalizować sytuację.  
-O...O...Oni n...n...nam p..po...pomogą. -Powiedział Freddy, kierując swój wielki mechaniczny łeb w stronę czwórki ludzi.  
-Dlaczego ten robot tak dziwnie mówi? -Zapytał Oscar. 
-To nie są roboty, tylko animatroniki, pragnę przypomnieć. -Wtrącił David, przełykając przy tym głośno ślinę. -Zostały stworzone by zabawiać dzieci.  
--W sumie, to t...tak naprawdę jesteśmy dz... dziećmi uwięzionymi w tych a...animatronikach...-Zaczęło to coś przypominające kurczaka.  
-I po co im to mówisz? -Przerwał lis, nieufnie przyglądając się nowoprzybyłej czwórce. 
-N...Nie wtrącaj się Foxy. -Kurczak skarcił lisa. -Wracając. Freddy m... mówi tak, ponieważ j...jego moduł głosowy się popsuł. Nasze t...też się psują ze starości, najgorzej i tak jest u Bo...Bonniego.. Jego moduł został z...zniszczony. -Słysząc to, Oscar zaczął się nad czymś zastanawiać. Nagle oboje z Mortym spojrzeli na siebie i kiwnęli głowami.  
-Jeśli mógłbym je zobaczyć, to może udałoby nam się je naprawić. -Powiedział blondyn, chociaż nie do końca był przekonany do swojego pomysłu. 
-Z t..ty...tyłu m...mo...mojego k...ko...kostiumu ukryta j...jest p...po...pokrywa. P...pod nią s...są u...ukry...ukryte różne m...mo...duły. – Po chwili rozległ się głos Freddiego, który wskazał chłopakom, gdzie jest i jak otworzyć pokrywę. Pod nią naprawdę znajdowało się pełno różnych kabelków, kostek i kosteczek. No jak wnętrze robota. 
Oscar dokładnie przyjrzał się zawartości, po czym w końcu znalazł coś z napisem „Voice”. 
--Jest źle. Będę musiał zbudować nowe. -Stwierdził, zamykając pokrywę. 
-A dałbyś radę? -Zapytała niepewnie Alice. Najpierw w nocy czytała o tajemniczych morderstwach dzieci i o animatronikach, które odstraszały klientów odorem gnijących ciał. Możliwe, że to były właśnie te animatrony i ta myśl ją przerażała. Ale prawda była taka, że bez nowych modułów głosowych, za wiele się nie dowiedzą. 
-Jasne. Jeden na próbę powinienem mieć już jutro. -Blondyn wzruszył ramionami i odsunął się od Freddiego. 
-Tak, j...jasne. Tak nam pomożecie j...jak t..en ostat...nio. -Stwierdził Foxy, patrząc z nieufnością na ludzi. No przynajmniej tak się wydawało szatynce. Nagle siedzący w rogu animatronik się podniósł i stawiając ciężkie kroki, podszedł do Alice i zaczął oglądać jej mechaniczną rękę. Po chwili usłyszeli szmer wydobywający się z “głowy” animatronika. 
-T...tak, t...to j...je...jego r...ęka. -Freddy skinął głową. 
-Tak w ogóle, to... Jakim cudem, ta część budynku nie spłonęła? -Zapytała Alice, obserwując wszystkich. Chyba była zbyt naiwna, jeżeli chciała wierzyć, że już teraz się dowie. 
-No patrzcie jaka cie...ciekawska. -Rzucił Foxy, podchodząc do dziewczyny. Zaraz uniósł jej głowę, obierając swój hak o jej podbródek. Tym razem to Alice przełknęła ślinę, patrząc na lisa z przerażeniem w oczach. Po cholerę się odzywała. Trójka chłopaków chciała się rzucić dziewczynie na ratunek, jednak Freddy ich zatrzymał, a Foxy się odsunął. W jednej sekundzie wszyscy skierowali głowy w stronę drzwi, które nagle się otworzyły... 
__________
Jak ten czas szybko leci. Wiecie, minął równy miesiąc jak opublikowałam prolog i wiem, że kazałam wam długo czekać. Jednak było tak jak myślałam, moja wena skupiła się na "Just a moment to discover your mind..." , dlatego jak tam już mam napisane na zapas, to postanowiłam na chwilę skupić się na tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że dodanie rozdziału przed przedziałem 10-15 listopada wynagrodzi wam, że rozdział nie pojawił się w październiku. Może następny pojawi się wcześniej, ale nie obiecuję :)
Do następnego :)

sobota, 3 października 2020

Prolog

 Prolog: 

          Alice była niezbyt zadowolona z nowego planu trójki jej przyjaciół, w sumie jej jedynych przyjaciół.  
      Przeprowadziła się do tego miasta dwa lata temu, po wypadku, w którym straciła rękę. Pech chciał, że w tym samym czasie spłonął nowy dom strachów... W sumie nawet nie zdążyli go otworzyć. I ten właśnie budynek jej przyjaciele ubrali sobie jako cel tego wieczoru. Dziewczyna nie znała mrocznej historii tego miasta, przyjechała tu tylko ze względu na możliwość odzyskania pełnej sprawności. Kiedy tylko dowiedziała się od rodziców o lokalnym lekarzu, który prowadził eksperymenty nad nowymi, specjalnymi protezami, nie wahała się ani chwili.  
     Dziewczyna wraz z jednym z przyjaciół, Morty’m, czekali już w ich miejscu spotkań, czyli przy murku znajdującym się przy jednym z mostów. Wieczór, jak na lato przystało był przyjemnie ciepły.  
-Alice, bo przetrenujesz rękę. -Zażartował nowo przybyły, wysoki blondyn. Alice niewzruszona nadal podrzucała tenisową piłkę za pomocą swojej mechanicznej ręki.  
-Przybył i On, wielki Pan Oscar, a gdzie David? Też powinien już być. -Odpowiedziała młoda szatynka, chwytając piłkę i chowając ją do swojego niedużego plecaka.  
-Pospinał się z rodzicami, ale powinien zaraz być. A ja widzę, że tobie idzie coraz lepiej. -Blondyn uśmiechnął się do dziewczyny, siadając obok niej. 
-Tak. Fakt, nadal brakuje mi czucia w tej ręce, ale te dziwne połączenia z nerwami naprawdę robią robotę. -Alice zacisnęła mechaniczną pięść, z szerokim uśmiechem na twarzy. 
-Nadal nie wiem, czy to takie dobre, łączyć mechaniczne części z układem nerwowym człowieka. -Powiedział Morty, który był niewiele niższym od Oscara brunetem. Nagle podbiegł do nich kolejny brunet. Ten akurat był najwyższy z całej czwórki. Zdyszany, ułożył dłonie na swoich kolanach, próbując uspokoić oddech.  
-Przepraszam za spóźnienie. Ojciec truł mi o pracy w jego firmie. -Powiedział David po chwili. Mimo, że chłopak pochodził z bogatej rodziny, nie był rozpieszczonym bananem, jak większość bogatszej młodzieży w tym mieście. -To jak? Gotowi na dzisiejszą przygodę? -Zapytał, patrząc na pozostałą trójkę z uśmiechem, a reszta w odpowiedzi, pokiwała twierdząco głową... 

___________________________________________________________________________

~Wiem, prolog króciutki, ale Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że rozdziały piszę długie. 
Postanowiłam w końcu wystartować z tym opowiadaniem, jednak na sam początek powiem, żebyście nie spodziewali się rozdziałów jakoś często. Jako, że moim priorytetem jest pisanie "Just a moment to discover your mind...", myślę, że tutaj nowe rozdziały będą się pojawiać najmniej raz w miesiącu między 10tym, a 15tym dniem miesiąca. Ale spokojnie, na rozdział pierwszy nie każę wam tak długo czekać. 
Będę wdzięczna za pozostawienie komentarzy i wyrażania, co wam się podoba, a co nie. (Nie, o Naruto nie będę pisała, nawet nie próbujcie)
Nic więcej do powiedzenia już nie mam...
Do następnego :)